sobota, 29 kwietnia 2017

Sałatka z pomarańczy, buraków i sera feta

Wiosna to moja ulubiona pora roku - szczególnie, jeśli aura jest nieco bardziej sprzyjająca niż tegoroczna. Po ok 20-stopniowym wiosennym "upale" na samym początku kwietnia, reszta miesiąca dobrą pogodą niestety nie rozpieszczała. Wygląda na to, że początek maja też nie będzie najcieplejszy. Nastrój można poprawić sobie w kuchni, choć obfitość świeżych składników jeszcze przed nami - zamiast tegorocznych zbiorów można sięgnąć po produkty dostępne przez cały rok i połączyć je w przyjemną dla oka i orzeźwiającą jak wiosna kompozycję, jak np. sałatkę z pomarańczy, buraków i sera feta :-)

Pomysł na tą sałatkę zaczerpnęłam z Pinteresta, szukając inspiracji do bufetu na wieczór panieński bliskiej znajomej. Potrzebowałam pomysłu na proste, efektowne i smaczne dania, pasujące jednocześnie do charakteru wieczoru (tzw. damskie jedzenie ;-) Ta sałatka moim zdaniem wszystkie te cechy posiada, a dodatkowo zabiera buraki, których gwiazda wieczoru jest miłośniczką. Polecam na wieczory panieńskie i inne okazje, przez cały rok.

Sałatka z pomarańczy, buraków i sera feta



















Składniki (dla 1-2 osób; jeśli to ma być tylko przystawka, wystarczy dla 2 osób):
  • 2 duże pomarańcze
  • 1 średniej wielkości burak
  • 1/2 małej czerwonej cebuli
  • 60-70g sera feta (z mieszanki koziego i owczego sera; ok.1/3 kostki)
  • garść liści świeżej mięty
  • 1 łyżka białego octu winnego
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
  1. Buraka myjemy, a następnie, bez obierania, gotujemy w wodzie lub owijamy w folię aluminiową i pieczemy w piekarniku do miękkości
  2. Po ugotowaniu/upieczeniu studzimy, obieramy ze skórki i kroimy w grubsze półplasterki
  3. Pomarańczę myjemy, obieramy ze skórki, a następnie filetujemy (tutaj znajdziecie materiał video, który prezentuje, jak to zrobić)
  4. Z tego, co pozostało z pomarańczy po filetowaniu (szkielet? :-) wyciskamy do miseczki sok
  5. Cebulę obieramy i kroimy w cienkie półplasterki
  6. W miseczce łączymy 3 łyżki soku wyciśniętego z pomarańczy z 1 łyżką octu i wrzucamy do niej pokrojoną cebulę (kwas sprawi, że jej ostry smak stanie się nieco łagodniejszy, a plasterki zmiękną) i odstawiamy na kilka minut
  7. Na talerzu rozkładamy pokrojone buraki i cząstki ("filety") z pomarańczy, a na wierzchu - plasterki cebuli
  8. Mieszankę soku z pomarańczy i octu łączymy z 2 łyżkami oliwy, doprawiamy solą i pieprzem, a następnie tak przygotowanym dressingiem polewamy buraki z pomarańczami i cebulą
  9. Wierzch sałatki posypujemy pokruszonym serem feta i listkami (jeśli są duże, warto je wcześniej posiekać) mięty
Smacznego :-)

niedziela, 2 kwietnia 2017

Kokosanki

Mój Tato nie lubi smaku kokosa, więc w moim rodzinnym domu kokos pojawiał się rzadko, a kokosanki jadłam głównie u znajomych. W moim własnym gospodarstwie domowym kokosowe produkty pojawiają się często, szczególnie olej kokosowy (bardzo dobry do smażenia, świetnie znosi wysokie temperatury, neutralny w smaku) i mleczko kokosowe (dodatek do zup, sosów i deserów). Wiórki kokosowe występują głównie w roli dodatku do słodkich wypieków, które robię w zasadzie tylko wtedy, gdy wiem, że będziemy mieli gości - Wybranek ma bardzo selektywne podejście do ciast, więc robiąc całą blachę bez okazji, zwykle ryzykuję, że będę ją musiała zjeść sama (nie twierdzę, że to jest ponad moje możliwości ;-)

Kokosanki zrobiłam pierwszy raz na kameralną imprezę sylwestrową, w dresach i z "Dwójką" (tzn. przed telewizorem, z oglądaniem transmisji z zabawy sylwestrowej organizowanej przez TVP2). Niesłodkich dań miało byś sporo, pomyślałam więc, że deser w postaci kokosowych kuleczek wystarczy. Potem robiłam kokosanki jeszcze kilka razy, zwykle było to motywowane wykorzystaniem w innym przepisie jedynie żółtek (szkoda wyrzucać białka, szczególnie, gdy jest ich sporo, a jednocześnie robienie koksiarskiego omletu z samych białek nie wchodzi w grę ;-)

Przepis zaczerpnęłam z bloga Poezja Smaku.

Kokosanki















Składniki:
  • 300 g wiórków kokosowych (w Tesco można dostać duże opakowania)
  • 4 białka (autorka oryginalnego przepisu podpowiada, że powinny to być białka ze średniej wielkości jajek, więc jeśli Wasze jajka były małe, spokojnie można dodać 1 białko więcej
  • 85 g cukru
  • 85 g masła
  • 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
Przygotowanie:
  1. Masło rozpuszczamy, a następnie mieszamy je z wiórkami kokosowymi
  2. W osobnym naczyniu ubijamy białka, a gdy piana będzie sztywna, stopniowo dodajemy cukier, cały czas ubijając
  3. Do mieszanki białek i cukru dodajemy mąkę, mieszamy
  4. Odkładamy mikser, a do białkowo-cukrowo-mącznej masy dodajemy połowę wiórków z masłem i delikatnie mieszamy (łyżką), żeby połączyć składniki, ale nie zniszczyć piany
  5. Następnie dodajemy drugą połowę wiórków z masłem i również delikatnie mieszamy
  6. Z uzyskanej masy lepimy kulki wielkości orzecha włoskiego i układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia (autorka oryginalnego przepisu radzi każdą kulkę lekko spłaszczyć)
  7. Blaszkę wstawiamy do piekarnika do rozgrzanego do 170 stopni Celsjusza piekarnika (grzanie od góry i o dołu, bez termoobiegu) na środkową półkę i pieczemy ok 15 minut (u mnie zajęło to nieco więcej czasu, ok 20 minut, trzeba po prostu obserwować kokosanki i wyjąć z pieca, gdy będą miały złoty kolor)
Kokosanki z tego przepisu są chrupiące na wierzchu, a miękkie i lekko ciągnące w środku, niezbyt słodkie.

Smacznego :-)






Słoneczna polenta na początek wiosny

Wczoraj i dziś pogoda w Warszawie jest przepiękna - cały czas świeci słońce, a temperatura przypomina raczej czerwcową niż z początku kwietnia (wczoraj strofowałam Wybranka za wychodzenie z domu w samym podkoszulku, "bo to przecież nie początek czerwca, tylko kwietnia", po czym sama zagotowałam się w kurtce ;-) W takich warunkach aż prosi się, żeby wyjść z domu, więc dania, które wymagają spędzania "przy garach" wielu godzin raczej nie wchodzą w grę. Pomyślałam więc, że wrzucę na bloga przepis na polentę, który zaczerpnęłam z książki pt. "Włoska wyprawa Jamiego", autorstwa Jamiego Olivera. Zanim sięgnęłam po przepis z książki, przekopałam internetowe przepisy, ale jakoś żaden nie budził mojego zaufania - było sporo przepisów przewidujących gotowanie kaszy na mleku lub na bulionie, a wydawało mi się to mało prawdopodobne z uwagi na prostotę kuchni włoskiej (polenta to danie kuchni włoskiej). Na przepisach Jamiego nigdy się nie zawiodłam, stąd taki autor.

Polenta to danie bardzo proste i szybkie w przygotowaniu, neutralna baza, do której (jak do makaronu) można dodać... cokolwiek. Wystarczy ugotować kaszę kukurydzianą z dodatkiem przypraw (u mnie tylko sól i pieprz), masła (a jak!) i parmezanu, a otrzymamy smaczną podstawę do posiłku w pięknym, słonecznym kolorze. Ja polentę podałam w towarzystwie dużej ilości pieczarek pokrojonych w ćwiartki i podsmażonych na maśle z cebulką, solą i pieprzem, do których tuż przed podaniem dodałam świeżą natkę. Innym razem podałam polentę z sosem mięsno-pomidorowym (a la bolognese) - polentę wyłożyłam na głębokie talerze, a na środku kaszy uformowałam dołek, w którym znalazł się sos. Opcji jest naprawdę wiele - zarówno mięsnych, jak i wegetariańskich. Niestety trudno mi wyobrazić sobie wersję wegańską, bo kasza bez dodatku masła i parmezanu jest raczej mdła...

Polenta z przepisu Jamiego Olivera

















Składniki (moim zdaniem taka ilość kaszy może wystarczyć na 4-6 osób, w zależności od wielkości porcji)
  • 250g kaszy kukurydzianej (ja robię z kaszy kukurydzianej marki Sante, bo łatwo ją dostać)
  • 1,5l wody (Jamie podaje 1,7l, ale ja robię z 1,5 i jest ok)
  • 100g masła
  • 130g startego parmezanu
  • sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
  1. Do zagotowanej i osolonej (zaczęłabym od 1/2 łyżki soli, potem można dosolić) wody, wsypujemy kaszę i gotujemy, często mieszając, aż ziarenka zmiękną, a całość osiągnie konsystencję gęstego kleiku (np. kaszy manny podawanej z sokiem, jaką wiele osób pamięta z dzieciństwa) - mieszanie jest ważne, bo inaczej mogą powstać grudki, które sprawią, że kasza nie będzie miała gładkiej konsystencji
  2. Gdy kasza osiągnie docelową konsystencję, zdejmujemy ją z ognia, dodajemy masło i parmezan, a następnie mieszamy aż rozpuszczą się w kaszy
  3. Doprawiamy do smaku solą (tu ostrożnie, bo woda była osolona, a parmezan również zawiera sporo soli) i pieprzem, a następnie - najlepiej od razu (jak zastygnie w garnku, nie będzie gładka po wyłożeniu na talerz) - wykładamy kaszę na talerze i serwujemy z dodatkami
Jeśli nie zjedzie całej kaszy, możecie wylać ją na duży talerz/naczynie żaroodporne i wystudzić. Gdy kasza przestygnie i zastygnie można pokroić ją w kostkę i wykorzystać do kolejnego dania (np. po podsmażeniu na patelni lub jako dodatek do zupy - kiedyś robiło się takie "kluski" z kaszy manny, można analogicznie wykorzystać resztki polenty).

Smacznego :-)