wtorek, 8 listopada 2011

Fasolka po bretońsku, czyli pogromczyni szczękających zębów i dygocących kończyn

Mieszkańcy Bretanii raczej nie słyszeli o fasolce po bretońsku (podobnie jak Grecy mogą nie kojarzyć ryby po grecku, a Rosjanie - pierogów ruskich, których korzenie wywodzą się z terenów znajdujących się dziś na terytorium Ukrainy, a nie z Rosji), ale to nie ma znaczenia, bo jesteśmy w Polsce i będziemy sobie gotowali, co nam się podoba i nazywali nasze potrawy wedle naszego uznania :) No i kto nam zabroni?

Fasolka po bretońsku to jedno z dań, które kojarzą mi się z dzieciństwem, wywołując dobre wspomnienia posiłków jadanych we wspólnym, rodzinnym gronie i ciepła domu moich dziadków. W mojej rodzinie specjalistką od fasolki jest babcia ze strony taty i to właśnie u niej jadałam fasolkę, która tak bardzo zapadła mi w pamięć :) Swoją fasolkę wzoruję na przepisie babci (wzór niedościgniony) i właśnie babci dedykuję ten wpis i przepis.

Fasolka po bretońsku to nie jest fast food. Szybko to ją się co najwyżej konsumuje, ale to przy dokładce, jak już gar świeżo ugotowanej fasolki nieco przestygnie ;) Nie da się jej zrobić szybko, bo fasolę typu jaś trzeba wcześniej namoczyć (jeżeli gotujemy danie do południa to dzień wcześniej wieczorem, a jeżeli wieczorem to tego samego dnia rano trzeba zalać fasolkę dużą ilością wody i odstawić do spęcznienia) i dość długo gotować (moja dzisiejsza fasolka gotowała się przez ok. 1 godzinę). Pocieszeniem jest to, że danie jest proste w przygotowaniu. Gdyby było i czasochłonne i skomplikowane pewnie porywałabym się na jego przygotowanie niemal tak często, jak boeuf bourgignon (2-3 razy w roku). A że jest tylko czasochłonne, gości na moim stole dość często, szczególnie w okresie jesienno-zimowym, kiedy to oprócz walorów smakowo-sentymentalnych dużego znaczenia nabierają również jej właściwości rozgrzewając. Pogromczyni szczękających zębów i dygocących kończyn :)

Fasolka po bretońsku z dedykacją dla babci
[uważni obserwatorzy zapewne zauważą efekt specjalny w lewej części zdjęcia, uzyskany wskutek zaparowania obiektywu ;)]

Składniki (dla 4 osób, z dokładką)
  • 1/2 kg fasoli jaś (o tej porze roku to chyba raczej suszonej niż świeżej)
  • 1/2 laski ulubionej kiełbasy (u mnie jakaś taka z beczki; można dodać więcej, jeśli ktoś lubi fasolkę z dużą ilością kiełbasy)
  • 1 zwykła cebula średniej wielkości
  • 1 łyżka oleju słonecznikowego
  • 2 łyżeczki przecieru pomidorowego
  • 1 ząbek czosnku
  • majeranek, sól, pieprz, 2 ziarnka ziela angielskiego, 1 liść laurowy
Przygotowanie
  1. fasolę włożyć do garnka, zalać wodą (objętość powinna być dwa razy większa niż objętość fasoli) i odstawić do namoczenia (albo na noc albo na cały dzień, gdy planujemy gotować to danie wieczorem, po powrocie z pracy)
  2. po namoczeniu odcedzić fasolę i na chwilę odstawić
  3. cebulę obrać i drobno posiekać
  4. kiełbasę obrać ze skórki (lub nie, jeśli ktoś woli ze skórką) i pokroić w plasterki (ja lubię cienkie, więc pokroiłam cienkie, ale nie ma przeciwwskazań co do grubych plastrów, jeśli ktoś woli grube)
  5. garnek, w którym namaczaliśmy fasolę opłukać, wysuszyć, postawić na kuchence
  6. do garnka wlać 1 łyżkę oleju i podsmażyć na niej cebulę i kiełbasę (do zrumienienia)
  7. po usmażeniu przełożyć kiełbasę i cebulę do innego naczynia, a do naczynia, w którym odbywało się smażenie wlać wodę (ok. 1l, jeśli będzie za mało po dodaniu fasoli - można dolać; łatwiej dolać niż odlewać)
  8. do garnka z wodą wrzucić ziele angielskie, liść laurowy, pokrojony na duże kawałki ząbek czosnku (wcześniej obrany) oraz fasolę
  9. dodać soli do smaku (1 łyżkę na początek) i gotować fasolę w przyprawionej wodzie przez ok. 30 min
  10. po upływie 30 min dodać przecier pomidorowy i dokładnie wymieszać go z resztą składników
  11. dodać cebulę i kiełbasę, doprawić majerankiem (co najmniej 1 dużą szczyptą) i gotować jeszcze ok 20-30 min (do momentu, aż fasola będzie miękka)
  12. przed podaniem doprawić pieprzem i solą (jeśli płyn jest za mało słony)
Smacznego i uważajcie, żeby nie poparzyć sobie języków w trakcie łapczywej konsumpcji (ostrzegam, bo sama właśnie sobie sparzyłam...).

1 komentarz: